Nie chodzi o nienawiść. Chodzi o zrozumienie, że inni patrzą inaczej.
Wychowani w kulturze Zachodu – w Polsce, która jeszcze zachowała resztki chrześcijańskiego kręgosłupa – mamy tendencję do oceniania świata przez własne filtry: uczciwości, wolności, równości i sumienia. I na tej podstawie chcemy zrozumieć każdego.
Ale są kręgi kulturowe, w których świat wygląda zupełnie inaczej. Religia nie jest tam sprawą prywatną. Jest prawem. Władzą. Strategią. Terytorium.
Dla wielu ludzi ze Wschodu – czy to religii Abrahama z nurtów prawniczych, czy tych, które nakazują całkowite podporządkowanie – ziemia nie jest tylko miejscem do życia. Jest przestrzenią panowania. A rozstawienie rytuału w nowym miejscu to nie jest tylko wyraz wiary. To symboliczny akt objęcia terenu.
Tymczasem Europejczyk – często już odcięty od własnych korzeni – uczy się, że „trzeba być otwartym”, „tolerancyjnym”, „inkluzywnym”. Nie wiedząc, że te hasła zostały skonstruowane właśnie po to, by nie stawiał oporu. I by nigdy nie zapytał: „Czyja to przestrzeń?”.
Bo w chwili, gdy stawiasz pytanie, wychodzisz poza rolę biernego uczestnika. A gdy zaczynasz rozumieć różnice w systemach myślenia, widzisz, że nie chodzi o równość. Chodzi o wpływ. O przestrzeń. O przyszłość.
Czy wiesz, że w niektórych systemach religijnych nie jesteś partnerem, lecz narzędziem? Czy wiesz, że w pewnych wizjach świata podbój może być prowadzony nie przez broń, ale przez prawo, rytuał i obecność?
To nie jest teoria spiskowa. To jest historia cywilizacji.
Tyle że tym razem – to ty jesteś jej przedmiotem, a nie podmiotem.
Póki nie zrozumiesz, że inni nie myślą tak jak ty – będziesz działać przeciwko sobie.
Nie ma w tym nienawiści. Jest świadomość.
I czas, by ją odzyskać.
Zastanów się też: kto wmówił ci, że religia w Polsce to temat tylko dla prawicy? Że jeśli czujesz wartość tej ziemi, tej tradycji, tej duchowej przestrzeni – to jesteś od razu „po jednej stronie”?
To jest właśnie najbardziej wyrafinowane narzędzie: podział. Odcinanie ludzi od ich duchowych korzeni przez polityczne etykiety.
A ja nie piszę tego jako osoba praktykująca konkretną religię. Piszę to jako ktoś, kto wierzy głęboko – w miłość, w człowieka, w ziemię. Wierzę w Hunę – i jej zasady prowadzą mnie w życiu. Miłość do siebie, do innych, do świata. Miłość, która nie oznacza bierności.
Miłość to nie jest oddanie policzka tym, którzy przyszli niszczyć. Miłość to także ochrona. To odpowiedzialność. To odwaga.
Religia, która była tu przez wieki, to nie jest tylko „instytucja”. To warstwa duchowej pamięci narodu. I jeśli ją zniszczysz – naród zostanie bez tarczy. A wtedy inni przyniosą swoją.
Warto znać historię. Bo jeśli jej nie znasz – historia się powtórzy.
Tyle że tym razem to nie będzie opowieść w książce. To będzie twoje życie. I życie twoich dzieci.
Druga część: O czym naprawdę myślą ci, którzy przychodzą? Różnice, których nie wolno ci znać
W pierwszej części tego posta powiedziałam, dlaczego my, Europejczycy – szczególnie my, Polacy – często nie rozumiemy, co naprawdę dzieje się dookoła nas. Teraz chcę powiedzieć konkretnie, z czym mamy do czynienia. I dlaczego to jest ważne właśnie teraz.
Nie będę używać nazw. Ale opowiem ci o dwóch bardzo silnych systemach duchowo-społecznych, które istnieją na świecie od tysięcy lat. Oba mają swoje księgi, swoje prawa, swoje cele. I oba mają konkretne założenia na temat mnie, ciebie, naszej rodziny i naszej ziemi.
System pierwszy: prawo nad wszystko
To system, który opiera się na literalnym przestrzeganiu prawa spisanego w świętych tekstach. To nie jest tylko religia – to kompletny sposób zarządzania życiem i społecznością. Najwyższą wartością jest lojalność wobec swojej grupy. A osoba spoza niej? Jest kimś obcym, czasem traktowanym jak narzędzie. Nigdy jak partner.
Oni wierzą, że nasi są ważniejsi niż obcy możemy wspierać innych, ale tylko jeśli to służy naszym interesom naszym celem jest dominacja moralna i materialna
W praktyce budują siłę przez prawo, ekonomię, media, edukację kreują własną narrację o historii i moralności oddzielają się i wzmacniają wewnętrznie
to nie jest system oparty na równości. To system oparty na kontroli i przewadze
System drugi: wiara to prawo, ziemia to cel
W tym systemie duchowość i państwo są jednym. Prawo religijne jest ważniejsze niż świeckie. Obowiązkiem wyznawcy jest rozszerzanie tej religii na cały świat. Jeśli postawią gdzieś miejsce kultu – traktują to jak zajęcie terenu.
Oni wierzą, że ten, kto nie wierzy tak jak my, nie ma pełni praw możemy użyć podstępu, jeśli służy on wyższemu celowi nasze prawo powinno obowiązywać wszędzie
W praktyce używają demografii, wspólnot, prawa religijnego trzymają się razem, są zdyscyplinowani kiedy się rozrastają – nie integrują się z otoczeniem, tylko zmieniają je pod siebie
W ich kulturach słowo to nie symbol. To rzeczywistość. Słowo, gest, deklaracja – to akty sprawcze.
W wielu miejscach nie podpisuje się umów. Tam wystarczy podanie ręki. I to wystarczy, by ktoś czynił z tego zobowiązanie na lata.
Dla ludzi wychowanych w kulturze biurokracji, prawnych zapisów i formalizmów może to brzmieć egzotycznie. Ale to właśnie dlatego nie rozumiemy ich gestów. Nie czytamy tego, co nam pokazują. Bo dla nas to może być „tylko zwyczaj”, a dla nich to akt woli i decyzji.
A teraz ja. I moje dziecko.
Ja pochodzę z kultury, w której uczono mnie wszyscy ludzie są równi szanuj każdego nie oceniaj, nie wykluczaj
To piękne. Ale to nie jest strategia przetrwania. To nie chroni. To zaproszenie do podporządkowania się komuś, kto nie myśli tak jak ja.
Jeśli jesteś rodzicem, jeśli masz dziecko i nie znasz zasad innych systemów – nie będziesz w stanie go ochronić. Bo ono już teraz zaczyna żyć w świecie, który się zmienia. Krok po kroku. I nie na twoich zasadach.
Nie piszę tego po to, żeby kogoś nienawidzić. Piszę to po to, żebyś nie był bezbronny przez brak wiedzy.
Nie daj sobie wmówić, że pytania to coś złego. Pytania to twoja obrona. Pytania to twoje prawo.
Bo jeśli nie zrozumiesz, co oznaczają ich prawa – możesz obudzić się w rzeczywistości, której nie wybrałeś. I w której nie masz już głosu.
Nie muszę się bać innych. Ale mam prawo ich rozumieć. Dla siebie. Dla swojej córki. Dla tego, co jeszcze możemy ochronić.
Trzecia część: Czym jest wolna wola i jak się nią gra
Jeśli przeczytałeś dwie poprzednie części, to wiesz już, że żyjemy w świecie, w którym różne systemy myślą inaczej, czują inaczej, inaczej działają. Ale teraz trzeba pójść krok dalej. Bo jest jeszcze jedna rzecz, która decyduje o wszystkim. Wolna wola.
W naszej kulturze mówi się, że człowiek ma wolną wolę. Że może wybierać. Że to jego prawo. Ale zapomnieli nam powiedzieć, że wolna wola to nie tylko prawo. To potężne narzędzie. I kto umie je odczytać, ten może zmieniać rzeczywistość bez przemocy. Bez wojen. Bez broni.
Wolna wola to akt. To decyzja. To zgoda lub jej brak. To słowo wypowiedziane na głos. Milczenie. Gest. Obecność. Reakcja. Każde z tych działań, choćby wydawało się błahe, jest komunikatem w polu energetycznym. Jest odpowiedzią na pytanie: zgadzasz się czy nie?
I w tym właśnie miejscu wiele osób z naszej kultury przegrywa. Bo nie wiedzieli, że kto milczy, ten daje zgodę. Nie wiedzieli, że kto się nie sprzeciwia, ten podpisuje umowę.
W systemach duchowo-prawnych, o których pisałam wcześniej, ludzie doskonale rozumieją, czym jest wolna wola. Dlatego nigdy nie zrobią niczego otwarcie, bez twojej symbolicznej zgody. Dlatego najpierw będą cię uczyć tolerancji. Pokory. Cichości. Dziękczynienia za własne wyrzeczenia. Bo im wystarczy, że nie zaprotestujesz. Że nie zadasz pytania. Że uznasz, że nie masz prawa głosu.
I wtedy to oni użyją twojej woli. Twojej zgody. Twojego milczenia. I zapisują to jako akt.
W ich świecie nie liczy się, co czujesz. Liczy się, co zrobiłeś. Czy odpowiedziałeś. Czy odmówiłeś. Czy uznałeś swoje prawo.
To działa jak przyjęcie jakiegokolwiek preparatu. Tabletki, zastrzyku, czegokolwiek. Jeśli nie przeczytasz ulotki, nikt cię nie zwolni z konsekwencji. Jeśli wystąpią objawy, musisz je przyjąć – nawet jeśli nie miałeś pojęcia, że mogły się pojawić. Tak samo działa wolna wola.
Albo inny przykład – kredyt hipoteczny. Jeśli kupujesz dom na kredyt i nie przeczytasz umowy, którą podpisujesz, bo zakładasz, że wszystko jest w porządku, to potem, kiedy bank wprowadził tam zapisy, które cię zobowiązują do czegoś, czego nie zrozumiałeś – to prawo i tak cię dosięgnie. Bo podpisałeś.
I dokładnie tak samo jest z każdym twoim gestem w przestrzeni społecznej. Jeśli poszedłeś na marsz poparcia dla kogoś, kto wcześniej swoimi czynami pokazał, co popiera – to nawet jeśli ty nie wiedziałeś, co on popiera, zgadzasz się na wszystko, co on wprowadzi.
Twoja obecność, twój gest, twoje milczenie – to forma podpisu. Potem możesz być zaskoczony, jak wygląda rzeczywistość, jaka ustawa przechodzi, jakie podatki musisz płacić, jakie prawa ci odebrano. Ale to już będzie późno. Bo brak wiedzy nie chroni przed skutkami.
Brak wiedzy nie zwalnia z odpowiedzialności.
Wolna wola nie jest tylko twoją sprawą. To waluta, którą się obraca. To narzędzie, którym ktoś inny może cię rozegrać, jeśli sam nie wiesz, jak z niej korzystać.
Może nie umiesz jeszcze działać. Ale możesz przestać milczeć. Możesz przestać się zgadzać. Możesz użyć swojej woli.
Bo jeśli tego nie zrobisz, ktoś zrobi to za ciebie.
I w jego księdze życie twojej rodziny będzie już zapisane.
Nie twoją ręką.
Obraz "Dzielenie" 2011r.



Wszystkie reakcje:
19Andrzej Szurlej, Magdalena Maria Burger i 17 innych użytkowników
Back to Top