Czemu cieniu odjeżdżasz?

Nie widzisz tego pochodu?
Toczy się od setek lat, a ty w nim idziesz – czy tego chcesz, czy nie. Idziemy wszyscy. Pokolenie za pokoleniem. Z chorągwiami, które kiedyś były sztandarami, a dziś są tylko cieniem przeszłości.
Szli przed nami ci, którzy ginęli za wolność, której dziś nikt już nie broni. Szli ci, którzy nie mieli ojczyzny, ale nosili ją w sercach. A my? My idziemy dalej – ale dokąd?
Nie słyszysz łkania trąb?
Grają jeszcze nie dla nas, ale już o nas. Bo jeśli nie zawrócimy, jeśli nie podniesiemy głowy, jeśli nie przypomnimy sobie, kim byliśmy – to pochód stanie się konduktem, a my – ostatnim pokoleniem, które mogło coś zmienić.
Grają jeszcze nie dla nas, ale już o nas. Bo jeśli nie zawrócimy, jeśli nie podniesiemy głowy, jeśli nie przypomnimy sobie, kim byliśmy – to pochód stanie się konduktem, a my – ostatnim pokoleniem, które mogło coś zmienić.
Pochód trwa.
To nie pierwszy raz. Szli już tędy inni – w blasku i w klęsce, w glorii i w wygnaniu. Szli wśród ognia bitew i w milczeniu ruin. Szli, niosąc w sercach Polskę, której nie było na mapach, ale była w nich.
Dziś, tak jak wtedy, idziemy dalej.
Ale dokąd właściwie zmierzamy?
Dziś, tak jak wtedy, ludzie w zbrojach i szatach, z twarzami skrytymi w cieniu, wciąż niosą coś na barkach. Niektórzy – ciężar zapomnianych ideałów, inni – milczenie, które waży więcej niż miecze. W tym pochodzie nie ma już tylko wojowników i bohaterów. Idą w nim matki z dziećmi, artyści bez pracowni, ludzie wyrzuceni poza margines systemu. Idą ci, którzy walczą o godność, i ci, którzy ją sprzedali za święty spokój. Idziemy wszyscy, choć coraz mniej z nas patrzy na drogę.
Nie mamy już szabel ani karabinów, ale nadal ścieramy się na barykadach – w słowie, w proteście, w odwracaniu wzroku. Proporce wciąż się plączą – tym razem utkane nie z jedwabiu, ale z nagłówków gazet, okrzyków w mediach społecznościowych, z zapomnianych obietnic i pustych słów. Niektóre z tych proporców są tak stare, że już ich nie widzimy – zwinięte, zakurzone, ledwie powiewają gdzieś w tle.
Dziś, tak jak wtedy, trąby łkają. Ale słychać je coraz słabiej, zagłuszone przez szum codziennych rozmów o niczym, przez cichy gwar ulic, gdzie nikt już nie pamięta, którędy szliśmy. W tym pochodzie coraz mniej oczu patrzy na sztandary, coraz mniej rąk podtrzymuje pamięć, coraz mniej serc rozumie, że to, co było, może się powtórzyć.
Idziemy – może nawet szybciej niż ci, którzy szli przed nami. Ale czy wiemy, dokąd? W którą stronę prowadzi ta kręta droga? Kto idzie na czele – bohater czy kupiec? Poeta czy polityk? A może nikt? Może to pochód, który dawno stracił kierunek, a my kroczymy, bo nie znamy innego rytmu niż marsz?
Tym razem nie prowadzi nas już siła ducha, ale siła przekazu. Słowa płyną z ekranów jak wyrocznie, niepodważalne, święte, choć każdego dnia brzmią inaczej. Naród, doświadczony kłamstwami, nauczył się w nie wierzyć. Kiedyś czytaliśmy zakazane książki po kryjomu, a dziś zamykamy je na klucz, żeby nie zaburzyły porządku gotowych myśli. Myśl narodowa nie rodzi się już w sercach, lecz na paskach wiadomości. To nie chorągwie wiodą pochód, lecz ekrany – błyszczące, wszechobecne, decydujące o tym, na co patrzeć i czego nie widzieć.
Kiedyś potrafiliśmy walczyć o wolność. Dziś oddajemy ją codziennie, kawałek po kawałku, dla komfortu gotowych myśli. Miliony tych, którzy szli przed nami, walczyły, umierały, ginęły w powstaniach, na barykadach, w obozach – wierząc, że przyszłość będzie inna. Ale czy jest? Czy wolność naprawdę została zdobyta, jeśli teraz tak łatwo oddajemy ją w ręce tych, którzy decydują, co mamy myśleć?
„Czemu, Cieniu, odjeżdżasz, ręce złamawszy na pancerz?” – pytał Norwid, a my dziś pytamy o to samo. Gdzie są ci, którzy mieli wskazać drogę? Gdzie wielkie idee, które kiedyś były kompasem? Może stały się za ciężkie, by nieść je dalej? Może już nikt nie chce ich dźwigać?
A może to już nie jest pochód w stronę przyszłości, ale marsz pamięci? Nie zauważyliśmy, kiedy zaczęliśmy podążać za własnym cieniem. Nasza historia – krwawa, pełna bohaterstwa i zdrady, uniesień i klęsk – zamyka się nad nami jak sklepienie katedry, której nie umiemy już odczytać. Mury pękają, ale kto jeszcze na nie patrzy? Głowy pochylone nad ekranami, uwaga rozproszona na tysiące drobnych, nieważnych spraw.
Idziemy – ale ilu z nas wie, że nie niesiemy przyszłości, tylko własną pamięć? Ilu widzi, że proporce powoli stają się żałobnymi? Ilu słyszy długie łkanie trąb, które grają jeszcze nie dla nas, ale już o nas?
Bo jeśli nie zawrócimy, jeśli nie podniesiemy głowy, jeśli nie przypomnimy sobie, kim byliśmy – to pochód stanie się konduktem, a my – ostatnim pokoleniem, które mogło coś zmienić.
A przecież ogień nie gaśnie od razu. Żar jeszcze tli się w popiele, ukryty pod warstwą obojętności i zapomnienia.
Ile razy słyszeliśmy: "Ale co ja mogę?" Jakbyśmy zapomnieli, że każdy ruch zaczyna się od jednego kroku. Jakbyśmy nie rozumieli, że wolność nie jest cudem, który dzieje się sam.
To nie tłumy zmieniają bieg historii. To jednostki, które podejmują decyzję. By podnieść wzrok. By zadać pytanie. By nie przyjmować wszystkiego na wiarę.
Pamięć nie istnieje, jeśli nikt jej nie niesie.
Naród nie istnieje, jeśli jego ludzie zapominają, że są wspólnotą.
Wolność nie istnieje, jeśli nikt jej nie broni.
Naród nie istnieje, jeśli jego ludzie zapominają, że są wspólnotą.
Wolność nie istnieje, jeśli nikt jej nie broni.
Nie trzeba wielkich gestów. Nie trzeba bohaterstwa. Wystarczy świadomość.
Niech każdy stanie się własnym sztandarem. Niech każdy rozdmucha choć jeden żar w popiele.
Niech każdy stanie się własnym sztandarem. Niech każdy rozdmucha choć jeden żar w popiele.
Historia nie umiera – ona czeka. Czeka na tych, którzy zechcą ją odczytać, zrozumieć, unieść na nowo. I choć wiatr wieje coraz mocniej, to jeszcze nie rozwiał wszystkiego.
Jeszcze możemy wrócić. Jeszcze możemy sprawić, by pochód trwał – ale nie w stronę cienia, lecz światła.
Tekst inspirowany utworem „Bema pamięci żałobny rapsod” Cypriana Kamila Norwida.
Rozważania
03.2025
Zawsze dla Was
Jasna Rozjaśnia