
Czy zastanowiłeś się kiedyś, gdzie tak naprawdę trafiają Twoje pieniądze?
Przez całe życie uczono mnie, że warto się starać. W szkole nagradzano najlepszych uczniów, chwalono tych, którym się chciało, którzy dawali z siebie więcej. Ambicja, zaangażowanie, kreatywność – to były cechy stawiane za wzór. Ci, którzy się starali, dostawali nagrody, świadectwa z paskiem, wyróżnienia. I nagle, kiedy człowiek wchodzi w dorosłość i próbuje coś zbudować, stworzyć, rozwinąć, przekuwa swoją ambicję w realne działanie – staje się wrogiem. Wrogiem systemu. Wrogiem urzędów. Wrogiem społeczeństwa, które mu zazdrości. Wrogiem polityków, którzy zamiast wspierać – nakładają kolejne ciężary. Ten absurd jest możliwy tylko dlatego, że udało się zmanipulować ludzi. Że udało się ich przekonać, że człowiek przedsiębiorczy jest cwaniakiem, a nie tym, który bierze na siebie ciężar funkcjonowania całego kraju.
Patrz, jak wygląda to w innych krajach.
W Niemczech głównym źródłem dochodów są przemysł i eksport: samochody, maszyny, chemia. Państwo wspiera swoje firmy, chroni je i promuje na świecie.
Francja zarabia na potędze swoich koncernów – od luksusowej mody po przemysł zbrojeniowy.
Wielka Brytania czerpie korzyści z sektora finansowego, inwestycji i handlu międzynarodowego.
USA? Przede wszystkim nowe technologie, broń, wpływy geopolityczne, dolary jako waluta światowa.
Chiny – przemysł, produkcja wszystkiego, co trafia do świata.
Japonia – innowacje, elektronika, motoryzacja.
Rosja – ropa, gaz, surowce naturalne.
A Polska?
Polska zarabia na przedsiębiorcach.
To oni utrzymują ten kraj. To oni płacą podatki, zatrudniają ludzi, ryzykują, zaciągają kredyty, poświęcają życie. A w zamian dostają tylko kolejne obowiązki, kolejne opłaty, kolejne kary za to, że im się chce. I – co najgorsze – społeczną nienawiść, podsycaną przez polityków, którym łatwiej rządzić narodem skłóconym niż zjednoczonym.
Czy rozumiesz, co to znaczy? Że gdy zniknie polski przedsiębiorca – nie zostanie nic. Bo wszystko inne już oddaliśmy. Porty, energetykę, banki, huty, zakłady produkcyjne. Została tylko inicjatywa ludzi. Tych, którzy jeszcze się nie poddali.
A teraz zadaj sobie pytanie: czy naprawdę chcesz, żeby ich też zniszczono?
Drenaż
Wyobraź sobie, że zarabiasz 8000 zł brutto. Na rękę dostajesz około 5700 zł. Ale to tylko początek. Twój pracodawca musi za Ciebie odprowadzić ponad 1600 zł dodatkowych składek. Łącznie koszt Twojego zatrudnienia to ponad 9600 zł. Z tej kwoty realnie trafia do Ciebie 5700 zł. Reszta – ponad 3900 zł – znika w systemie. To znaczy: idzie na utrzymanie państwa. Ale na tym się nie kończy. Bo z tych 5700 zł, które zostają Ci na koncie, opłacasz mieszkanie, energię, jedzenie, usługi – a w każdej z tych rzeczy znów płacisz podatki. W VAT, w akcyzie, w podatkach ukrytych w cenach produktów.
Każdy element, który kupujesz – masło, prąd, benzyna – zawiera w sobie koszt pracy, koszt energii, koszt transportu, każdy z tych etapów jest opodatkowany. Finalnie płacisz podatki po raz drugi. I trzeci. I czwarty. Z 8000 zł brutto zostaje Ci może 1500–2000 zł realnej wartości wolnej od podatków. Reszta wraca do systemu.
I teraz spójrz na to szerzej. Wyobraź sobie, że jesteś przedsiębiorcą. Nie śpisz po nocach, ryzykujesz, zaciągasz kredyty – często w zagranicznych bankach, na potężne oprocentowanie – tylko po to, by móc zatrudniać ludzi. A kiedy już Ci się uda – państwo dokłada Ci kolejne obowiązki, nowe składki, nowe regulacje. Zamiast nagrody – bat. Zamiast wsparcia – kara.
A teraz wyobraź sobie jesteś pracownikiem, że słyszysz z ust polityka, że trzeba "opodatkować bogatych". I widzisz w tym sprawiedliwość. Cieszysz się, bo myślisz, że to nie o Ciebie chodzi. Ale to właśnie Ciebie dotknie ten podatek. Bo każdy podatek przedsiębiorcy wkalkulują w cenę. Droższe masło? Droższy prąd? Droższe mieszkanie? To efekt tych decyzji. To Ty za nie płacisz.
Podatek katastralny – kolejny przykład. Mówią Ci, że to tylko na bogaczy. Ale nie powiedzą Ci, że finalnie zapłacą za to wszyscy. Bo jeśli ktoś ma mieszkanie na wynajem i musi zapłacić podatek 15000 pln - 20000 pln rocznie więcej – przerzuci ten koszt na najemcę. Ty go zapłacisz. Jeśli sam posiadasz mieszkanie, zapłacisz go bezpośrednio. Jeśli nie masz – zapłacisz pośrednio. Czy jesteś dziś w stanie odłożyć 1500 zł miesięcznie? Czy będziesz w stanie za chwilę dopłacić tyle do wynajmu?
Wmówiono Ci, że przedsiębiorca to Twój wróg. I że im bardziej mu się dołoży, tym lepiej dla Ciebie. Ale to nieprawda. Bo kiedy padnie ostatni polski biznes, zostaną tylko korporacje. Globalne, bez twarzy, bez odpowiedzialności, z siedzibami za granicą. I to one będą ustalać ceny. I to one będą decydować, co możesz, a czego nie możesz.
Zrozum, że jeśli dziś słyszysz, że trzeba dokręcić śrubę przedsiębiorcom – to znaczy, że jutro dokręcą ją Tobie. Bo wszystko co kupujesz, opłacasz z własnych pieniędzy. Z własnej kieszeni. Bo kiedy przedsiębiorcy nie będą już mogli dłużej płacić – przestaną zatrudniać. A wtedy nie będzie pieniędzy na nic: ani na edukację, ani na szpitale, ani na Twoją wypłatę.
Zobacz też jak działa system. Przedsiębiorcy nie mają reprezentacji. Nikt ich nie broni. Zostali przedstawieni jako kasta do zniszczenia. A przecież to dzięki nim jeszcze coś się tutaj trzyma.
System zdrowia?
W 2000 roku budżet wynosił 26 miliardów zł.
W 2020 – 100 miliardów.
W 2023 – prawie 160 miliardów.
Zastanów się, czy widzisz skok jakości? Czy czujesz, że jest 6 razy lepiej niż 20 lat temu? Przedsiębiorcy płacą potężny ZUS, by ten system się utrzymał. A mimo to – nie widzimy tego w jakości usług. I nadal słyszę, że jedynym rozwiązaniem są większe podatki. Szczerze? Czy już to widzisz?
I wreszcie – Unia Europejska. Mówi Ci: "masz pieniądze, ale kup to u nas". Dają Ci kredyt, ale z warunkiem: kupuj broń u nich, wiatraki u nich, technologie u nich. My mamy tylko zapłacić. Nasz przemysł – wyhamowany. Nasze możliwości – odcięte. Zostajemy konsumentami. Klientami cudzych firm. Nigdy konkurencją. Zastanów się: czy to nie jest kontrola przez zadłużenie i uzależnienie od ich rynku?
To nie jest przypadek. To nie są błędy. To jest strategia. Strategia rozbrajania nas z suwerenności gospodarczej. A kluczem do jej zatrzymania – jesteś Ty. Twój głos. Twoje zrozumienie. I Twoje wsparcie dla tych, którzy jeszcze próbują coś tu budować.
Zacznijmy nazywać rzeczy po imieniu. I miejmy odwagę myśleć samodzielnie. Póki jeszcze możemy.
Czy kiedykolwiek naprawdę się nad tym zastanowiłeś?
Co dzieje się z tym ogromem pieniędzy, który każdego miesiąca znika z Twojej wypłaty, z każdej transakcji, z każdej faktury, z każdego zakupu? Co dzieje się z miliardami złotych wpływającymi do budżetu państwa? Na co konkretnie są przeznaczane te środki? Czy widzisz te pieniądze w swoim codziennym życiu – w stanie dróg, w jakości służby zdrowia, w edukacji, w bezpieczeństwie, w opiece nad starszymi? Czy widzisz skokową zmianę, proporcjonalną do tego, ile więcej oddajesz każdego roku?
Zastanów się: kiedy chcesz coś kupić, czytasz etykiety, porównujesz ceny, sprawdzasz opinie, analizujesz skład. Szukasz najlepszego stosunku ceny do jakości. A tu? Oddajesz nawet 80% swojej pensji w podatkach, opłatach, składkach i cenach produktów – i nie zadajesz żadnych pytań. Nie sprawdzasz, nie pytasz, nie wymagasz.
A przecież to Twoje pieniądze. To Ty je wypracowałeś. Masz prawo wiedzieć, co się z nimi dzieje. Masz prawo wymagać. Masz obowiązek czuwać. Bo jeśli oddajesz wszystko i liczysz tylko na to, że elegancki pan z telewizora wszystko dobrze poukłada – to dajesz sobą zarządzać. I robisz to dobrowolnie.
A wybory? To nie konkurs na urodę i ładne przemówienia. To decyzja o tym, kto będzie wydawał Twoje pieniądze. Kto będzie tworzył prawa, które uderzą albo w Ciebie, albo w Ciebie przez Twojego pracodawcę. Nie chodzi o ładny uśmiech. Chodzi o Twoją przyszłość. O Twoje życie.
I dodam że obaj panowie wili się przy pytaniach o podatki, bo wprowadzą je.
Czy widzisz te cuda wokół siebie?
Patrzysz na świat – technologia idzie do przodu, wszystko się rozwija, słyszysz o miliardach inwestycji, potężnych budżetach. Ale rozejrzyj się: czy naprawdę to widzisz wokół siebie? Czy czujesz, że żyjesz w kraju, który dysponuje setkami miliardów rocznie?
Mówią Ci, że pieniądze idą na drogi. A potem jedziesz tą drogą i… płacisz. Za przejazd. Za każdy kilometr. Jak to możliwe? Skoro już raz zapłaciłeś – w podatkach, w paliwie, w ZUS-ach i VAT-ach – to dlaczego płacisz jeszcze raz?
Gdzie są te pieniądze? Gdzie jest ta jakość, ta dostępność, ten komfort, który powinieneś za to otrzymać?
Zastanów się głębiej – jeśli już teraz jesteś obciążany coraz większymi kosztami, a jednocześnie wszystko wokół jest prywatne, płatne, wykupione lub niedostępne… to co się właściwie dzieje z Twoim krajem?
Czy naprawdę nie czujesz, że ktoś Cię z tej przestrzeni usuwa? Że płacisz za coś, co już do Ciebie nie należy?
Jak będzie wyglądać twój budżet przy następnych podwyżkach?
Jasna Rozjaśnia
Obraz z cyklu “Konflikty”
Wszystkie reakcje:
30Kamil Przyborowski, Anna Kania i 28 innych użytkowników