Już jesteś
Od zawsze żyjemy w strukturach, które wmawiają nam, że musimy na coś zasłużyć, kimś się stać, aby być wartościowi. To nieustanna gonitwa za tytułami, uznaniem, osiągnięciami – za czymś, co pozwoli nam poczuć, że w końcu jesteśmy „kimś”. Ale kim? Dlaczego tak łatwo zapominamy, że my już jesteśmy – od zawsze?
Kto nam powiedział, że trzeba walczyć, by zasłużyć na miłość, akceptację, uznanie? Kto zbudował ten świat, w którym bycie sobą to za mało? Żyjemy w nierównowadze – zdobywamy tytuły, zajmujemy stanowiska, dopasowujemy się do ról wyznaczonych przez społeczeństwo, media, oczekiwania innych. Toczymy nieustanne bitwy – z partnerami, dziećmi, szefami, codziennością, ale przede wszystkim z samymi sobą.
W tym wszystkim zapomnieliśmy, kim naprawdę jesteśmy. W jak wiele ról weszliśmy, jak wiele dogmatów i schematów uwierzyliśmy? Od najmłodszych lat uczono nas, że musimy zasłużyć – na uznanie, na miłość, na wartość. Dobre oceny, grzeczne zachowanie, spełnianie oczekiwań – to one miały nas definiować. Później przyszły kolejne role: matka, lekarz, hydraulik, profesor. Ale czy to, kim jesteśmy, naprawdę zależy od naszych zawodów, od naszych ról społecznych?
Czy lekarz, profesor lub prawnik naprawdę są lepsi od osoby, która pracuje na kasie, codziennie spotykając się z ludźmi, dając im wsparcie, uśmiech i życzliwość? Dlaczego pozwoliliśmy sobie uwierzyć, że status, zawód czy osiągnięcia definiują naszą wartość? Jak mogliśmy stracić kontrolę nad własnym światem, przekazując ją mediom, politykom, autorytetom?
W świecie, który uczy nas rywalizacji i podziałów, trudno jest zatrzymać się i zadać sobie pytanie: kim naprawdę jestem? Co mnie definiuje? Czy to moje tytuły, moje sukcesy, moje „grzeczne” zachowanie? Czy potrafię zobaczyć, że jestem po prostu człowiekiem – z moimi słabościami, pragnieniami, marzeniami – i to wystarcza?
Dbanie o siebie, akceptacja i miłość własna nie są nierozwojowe. Przeciwnie – są fundamentem rozwoju. Gdy zaczniemy dbać o siebie, szanować swoje potrzeby, słuchać swojego wnętrza, zaczynamy zmieniać sposób, w jaki patrzymy na świat. Miłość do siebie to klucz do widzenia innych – ich zmagań, ich smutków, ich drogi. Kiedy zaczynamy widzieć siebie, zaczynamy widzieć także innych.
Każdy z nas ma w sobie dobro i zło. To, co wybierzemy wzmacniać, definiuje nie tylko nas, ale także świat, który budujemy wokół siebie. Jeśli karmimy swoje słabości, zagubienie, gniew, wchodzimy w wir, który czyni nas nieszczęśliwymi, jeszcze bardziej oddalonymi od siebie i od innych. Ale gdy zaczynamy karmić dobro – poprzez miłość, troskę i opiekę nad sobą – tworzymy coś zupełnie innego.
Człowiek, który pokochał siebie, który czuje się wewnętrznie zaopiekowany, pełny i kompletny, nie ma potrzeby zadawania krzywdy innym. Taki człowiek patrzy na świat z empatią, szacunkiem i zrozumieniem. Jego wybory stają się odbiciem harmonii, jaką nosi w sobie.
Być może to właśnie tu tkwi odpowiedź. Może najważniejszym krokiem, jaki możemy zrobić, jest zacząć od siebie. Być dla siebie najlepszym przyjacielem, słuchać swoich potrzeb, odkrywać, gdzie czujemy się bezpiecznie, a gdzie nie. Uznając siebie, budujemy fundament, na którym możemy tworzyć świat oparty na miłości, nie na walce.
Bo w świecie, który każe nam walczyć o wartość, największą rewolucją jest przypomnienie sobie, że my już jesteśmy. I to wystarcza.
A Ty? Czy dasz sobie prawo po prostu być?

Rozważania
12. 2024
Back to Top