Kryzys męskości – kto zgubił mężczyznę?
Gdzie podziali się mężczyźni? Nie ci, którzy codziennie wstają do pracy, spłacają kredyty i odwożą dzieci na zajęcia. Mężczyźni, którzy wiedzą, kim są, jacy chcą być i jaką mają rolę w społeczeństwie. Gdzie jest ich wewnętrzna siła, pewność siebie, opanowanie, odwaga? Męskość, jaką znaliśmy, zdaje się dryfować bez celu, a my coraz częściej pytamy: co poszło nie tak?
Polska męskość – utracona tożsamość
W Polsce kryzys męskości ma swoje unikalne oblicze. Można powiedzieć, że trwa od pokoleń. Przez wieki wzorzec męskości był prosty – rycerz, powstaniec, konspirator, patriota, robotnik. Mężczyzna, który nosił na barkach losy kraju, był w cieniu historii i dla niej umierał. Był ojcem, ale nieobecnym. Mężem, ale dalekim. Bohaterem, który nie miał czasu na bycie człowiekiem.
Potem przyszła wojna i zabrała nam mężczyzn. Polska straciła całe pokolenie silnych, odważnych, świadomych swojej roli ojców. Elity wymordowano, żołnierzy wrzucono w obozy i gułagi, resztę zmuszono do życia w pokorze i ukryciu. Ci, którzy zostali, przekazywali kolejnym pokoleniom nie mądrość i pewność siebie, ale strach i kompleksy. Strach przed systemem, przed wychylaniem się, przed mówieniem własnym głosem.
A potem nastał komunizm. Rola mężczyzny została zdegradowana do szarego pionka w fabryce, żołnierza systemu, który nie miał prawa do indywidualności. Nie było miejsca na siłę ducha, była za to siermiężność, zmęczenie i frustracja. Późniejsze transformacje też nie dały odpowiedzi – nagle okazało się, że mężczyzna powinien być nie tylko silny, ale też delikatny, wrażliwy, emocjonalny. Tylko nikt mu nie powiedział, jak to zrobić.
Ojciec, który pił
Do tego wszystkiego doszła jeszcze kultura picia. Polska to kraj, w którym alkohol towarzyszył wszystkim – radości, smutkowi, sukcesowi i porażce. Ojciec pił po pracy, na imieninach, w święta, po kłótni z matką, po rozmowie z szefem, bo mu kazali, bo nie wypadało odmówić. Czasem pił wesoło, a czasem agresywnie. Czasem milcząco i obojętnie, czasem z hukiem rozbijanych talerzy.
Co taki ojciec zrobił swoim synom? Przede wszystkim pokazał, że męskość to brak kontroli. Że albo się śmiejesz w pijackim otępieniu, albo tracisz nad sobą panowanie i bijesz pięścią w stół. Że problemy się zalewa, zamiast rozwiązywać. Że wódka to prawdziwy towarzysz życia, a nie drugi człowiek.
Chłopcy patrzyli i uczyli się. Dorastali w domach, gdzie alkohol był jak domownik, gdzie ważne chwile – chrzciny, wesela, święta, awanse, a nawet pogrzeby – były mocno zakrapiane. To był wzorzec męskości, jaki dostali. A jeśli ojciec był nieobecny, to i tak zostawił po sobie pustkę – synowie wypełniali ją tym, co zobaczyli u innych mężczyzn.
Matka, która bała się syna stracić
A matki? One stawały się drugą stroną tego medalu. Próbując ratować synów, nadmiernie ich chroniły. Wychowywały chłopców cichych, czystych, grzecznych, dobrze się uczących. Robiły wszystko, by ich dzieci nie były takie jak ich ojcowie – agresywni, pijani, nieobecni. Często chłopiec stawał się emocjonalnym partnerem matki, jej wsparciem, jej „małym mężczyzną”, który miał być inny, lepszy, bardziej czuły i ułożony.
Tylko że taki model zabrał chłopcom to, czego najbardziej potrzebowali – wyzwań, rywalizacji, przestrzeni do mierzenia się ze sobą i światem. W wielu domach chłopcy nie mogli być hałaśliwi, nie mogli się brudzić, nie mogli być „niegrzeczni”, bo to wywoływało niepokój matki, bo przypominało jej o mężczyznach, których się bała. W efekcie chłopcy albo stali się zbyt potulni i niepewni siebie, albo wybuchli później – w sposób destrukcyjny i niekontrolowany.
Gdzie jest granica?
Dziś polski mężczyzna często nie wie, kim ma być. Chce być ojcem, ale nie miał wzoru. Chce być partnerem, ale nie wie, jak balansować między władzą a współpracą. Chce być silny, ale siła kojarzy mu się z przemocą albo dominacją. Brakuje mu fundamentów, na których mógłby budować swoją tożsamość.
Wielu z nich ucieka w narcystyczne poczucie własnej wyjątkowości – skupiają się na karierze, wyglądzie, zdobywaniu kolejnych sukcesów, ale wewnętrznie są zagubieni i niepewni siebie. Inni popadają w apatię, rezygnują z relacji, zamykają się w sobie, odpuszczają.
Czy można to zmienić? Można, ale wymaga to pracy – zarówno od samych mężczyzn, jak i od tych, którzy ich wychowują. Chłopcy nie mogą dorastać w świecie, który nie daje im miejsca na inicjację, na próby, na poszukiwanie siły i charakteru. Nie mogą być więźniami ani kultury picia, ani nadopiekuńczości.
Czy można odzyskać męskość?
Wielu antropologów zwraca uwagę na to, jak męskość była budowana w plemiennych społecznościach. Indianie Ameryki Północnej mieli jasny system inicjacji – chłopiec przechodził przez rytuał, który oddzielał go od dzieciństwa i wprowadzał w dorosłość. Musiał udowodnić swoją odwagę, zmierzyć się z bólem, samotnością i lękiem. Po takim doświadczeniu wiedział, kim jest.
Może warto do tego wrócić – nie do surowych, brutalnych prób siły, ale do tworzenia społeczności, które wspierają młodych mężczyzn, dają im wyzwania, uczą odpowiedzialności. Może ojcowie powinni znów uczyć synów, jak kontrolować emocje, jak panować nad gniewem, jak być opanowanym, a jednocześnie silnym. Może warto odbudować męskie wspólnoty, w których starsi uczą młodszych, zamiast konkurować z nimi lub się od nich dystansować.
Męskość to nie brutalność, to nie dominacja ani egoizm. To umiejętność panowania nad sobą, to spokój w obliczu chaosu, to gotowość do ochrony, ale nie do agresji. To także siła ducha – coś, co kiedyś było oczywiste, a dziś jest zagubione.
Jeśli męskość ma przetrwać, musi się odrodzić – nie przez sentymentalny powrót do dawnych czasów, ale przez odnalezienie nowej równowagi między siłą a wrażliwością, odpowiedzialnością a wolnością. Mężczyzna nie musi być wojownikiem, ale powinien wiedzieć, kiedy walczyć. Nie musi być herosem, ale powinien mieć odwagę stanąć twarzą w twarz z rzeczywistością.
Tylko czy znajdzie się ktoś, kto nauczy go, jak to zrobić?

Rozważania 
02.2025
Zawsze dla Was
Jasna
Back to Top