Odpowiedzialność jest wyborem, który zmienia wszystko.
Wielu ludzi myśli, że odpowiedzialność przychodzi z dorosłością. Że skoro płacimy rachunki, mamy dzieci, wykonujemy obowiązki – to znaczy, że jesteśmy odpowiedzialni.
Ale to tylko powierzchnia.
Prawdziwa odpowiedzialność zaczyna się tam, gdzie kończą się wymówki.
Psychicznie – to moment, w którym przestajesz zrzucać winę. Na dzieciństwo. Na system. Na partnera. Na pogodę. Na przeszłość. To chwila, w której patrzysz w lustro i mówisz: to, co czuję, to, co myślę, to, jak reaguję – należy do mnie. To moje. I skoro jest moje – mogę z tym coś zrobić.
Duchowo – to uznanie, że świat, który widzisz, jest odpowiedzią na twoje wnętrze. Jest projekcją. Zwierciadłem. Muzyką, która płynie z ciebie i do ciebie wraca. Odpowiedzialność duchowa to decyzja, by stroić tę melodię. By nie pozwalać byle impulsom grać na twoim instrumencie – ale samemu go nastroić. Świadomie. Z czułością.
To jak zostać dla siebie najlepszą matką i ojcem jednocześnie. Takim rodzicem, który gdy widzi, że dziecko się przewróciło i krwawi – nie panikuje. Nie wpada w histerię. Nie karci. Tylko podchodzi, tuli i z troską opatruje ranę. Spokojem zalewa niepokój.
Tak też możemy być dla siebie.
Nie wzmacniać bólu dramaturgią. Nie podsycać lęku lękiem. Ale być obecnością, która wie, co robi.
Bo kiedy jesteś dla siebie obecnością – przestajesz być ofiarą własnych ran.
Odpowiedzialność nie polega na tym, by robić wszystko samemu. Ale by wiedzieć, gdzie zaczynam się ja – a gdzie kończą się cudze wpływy. To jak prowadzenie samochodu: jeśli nie zatroszczysz się o swój stan – stwarzasz zagrożenie dla wszystkich na drodze. Ale kiedy jesteś uważny, spokojny, świadomy – stajesz się bezpieczną obecnością, nie tylko dla siebie.
To nie jest egoizm. To troska.
To decyzja, by traktować siebie poważnie – jakbyś naprawdę był kimś ważnym. Bo jesteś.
Odpowiedzialność to pierwszy gest miłości.
Miłości, która nie szuka winnych.
Miłości, która widzi.
Miłości, która działa.

A Ty – co robisz, gdy emocje w Tobie wzbierają?
Gdy wszystko w środku zaczyna wrzeć, a rzeczywistość staje się zbyt gęsta, zbyt głośna?
Czy rozpoznajesz ten moment jako znak, że dotknąłeś wewnętrznej rany – tej, która prosi o obecność, nie o dramat?
Czy potrafisz wtedy być dla siebie opatrunkiem, a nie sędzią?
Czy potrafisz zająć się sobą tak, jak opiekun zajmuje się poruszonym dzieckiem – spokojnie, uważnie, bez oskarżeń?
Zatrzymaj się.
Nie po to, by analizować – ale by poczuć.
Bo odpowiedzialność nie zaczyna się w głowie.
Zaczyna się tam, gdzie wybierasz, jak odpowiesz na to, co w Tobie się porusza.
Poczuj: czym dziś jest dla Ciebie odpowiedzialność –
gdy świat wewnątrz domaga się Twojej obecności.


Dla Istoty, która pamięta, że świat zaczyna się od niej.

Zawsze dla Was
Jasna Rozjaśnia
Back to Top